AMBASADA ROSJI W POLSCE
Telefon: +48(22) 621 3453
Faks: +48(22) 625 3016
/
pl ru
27 sierpnia / 2021

Artykuł zastępcy Przewodniczącego Rady Federacji Rosyjskiej Konstantina Kosaczewa «Saldo na karcie» (opublikowany w gazecie «Izwiestija» 27 sierpnia 2021 r.)

Prezydent Polski Andrzej Duda, występując 23 sierpnia w Kijowie, wypowiedział wzruszające słowa: «Doskonale wiemy, co czuje osoba pozbawiona własności i godności, osoba, której próbuje się odebrać tożsamość narodową, której mówi się «to nie jest twój kraj».

Można było nawet pomyśleć, że jest to bardzo odważna wypowiedź skierowana do władz ukraińskich, które dokonują totalnej ukrainizacji nawet na poziomie życia codziennego. I bezpośrednio do prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który niedawno zwrócił się do mieszkańców Donbasu: jeśli nie zgadzacie się z naszą polityką, to wyjeżdżajcie z domu, w którym mieszkaliście od wieków i mówiliście w swoim ojczystym języku.

No nie, Duda adresował te słowa nie do rosyjskojęzycznej ludności, аle do «ukraińskich braci»: rzekomo Polacy rozumieją ich sytuację, ich uczucia, cierpienie, że mogą oni liczyć na polskie wsparcie.

To słowa wielce znamienne. Dla polskiego prezydenta, jak i dla większości europejskich polityków i mediów, nie ma żadnych Rosjan — ani w Donbasie, ani na terytorium pozostałej Ukrainy, ani na Krymie. Tak, jak ich «nie ma» w Naddniestrzu i w krajach bałtyckich. I nie chodzi tylko o Rosjan. Dla UE i całego Zachodu nie ma Abchazów i Osetyjczyków w republikach, których nie uznali na Kaukazie, nie ma Serbów w Kosowie, nie ma zwolenników władzy w Syrii, Wenezueli, Białorusi i wreszcie, w Rosji. Oni w cudowny sposób «wyparowali» jako posiadacze pewnych przysługujących im praw, a tym samym jako podmioty humanitarnej troski dla Europy i Stanów Zjednoczonych: «nie ma człowieka — nie ma problemu». Przede wszystkim, problemu jego praw, włącznie z podstawowymi: prawa do życia, zdrowia, wykształcenia w ojczystym języku, dostępu do podstawowych dóbr cywilizacji — światła, wody, operacji pocztowych i bankowych itp.

Dobrze pamiętam jak w czasach radzieckich bardzo burzliwie dyskutowano o osobliwości użycia bomby neutronowej: mówiono, że mienie i terytorium pozostają, ale ludzie znikają. Dziś media i zachodni politycy przypominają dokładnie ten przerażający obraz broni neutronowej. W ich wypowiedziach ludzie (na tle narodowościowym lub politycznym) «znikają», ale terytoria, granice, interesy państw itp. pozostają. Na Krymie, jak mówią, nie było wyrażenia woli ludności (i to nie tylko w 2014 roku), ale nawet teraz są tylko rosyjscy wojskowi i niewielka grupa „uciśnionych” Tatarów krymskich. No i jeszcze kilka innych postaci z obecnej mitologii kijowskiej, które podobno marzą o całkowitej ukrainizacji Krymu według modelu dzisiejszej Ukrainy. Wszystko, dalej — pustynia. Ani ludzi, ani ich mienia, ani historii, ani etniczno-kulturalnego aspektu. «To jest Ukraina», my za was tak postanowiliśmy.

Tak samo — w Donbasie, w Naddniestrzu, w Abchazji, Południowej Osetii… Wszędzie dla zachodniego poglądu jest albo Rosja jako «okupant», albo są jakieś małe grupy oporu, których prawa są stale łamane, nie wiadomo przez kogo.

To właśnie humanitarna selektywność Zachodu stała się w rzeczywistości jednym z kluczowych punktów wyboru linii postępowania Rosji w najtrudniejszych sytuacjach. Oczywistym było, że nikt nie stanie w obronie tych ludzi (a oni nadal są obecni na tych terenach), żaden Parlament Europejski czy struktury praw człowieka. Stało się to decydującym czynnikiem zarówno dla narodu krymskiego, jak i dla wszystkich, którzy zbuntowali się przeciwko siłom prozachodnim na przestrzeni postsowieckiej. Wszyscy mają przed oczami haniebne «nieobywatelstwo» w krajach bałtyckich, niszczenie prawosławnych świątyń w Kosowie, grobowe milczenie UE i innych struktur europejskich w sprawie łamania praw Rosjan i wszystkich narodowości w ogóle, jeśli nie uczynili «właściwego» wyboru. «Neutronowa bomba» europejskich mediów i struktur usuwa ich z agendy. Chociaż, kto powiedział, że rusofobia jest mniej szkodliwa niż homofobia?

Na Krymie i w Donbasie nie zawierzyli «pochodzącym z Majdanu» zapewnieniom na temat: «my nie jesteśmy przeciw Rosji i Rosjanom, my wcale nie jesteśmy za Banderą». Jak się wyjaśniło — dobrze, że nie zawierzyli. А oto bardzo dobrze, że uwierzyli w to, że nikt, oprócz Rosji, nie będzie bronił ich praw. Zdecydowanie i stanowczo broniono praw małych węgierskich czy rumuńskich mniejszości narodowych na Ukrainie, ale miliony Rosjan, którzy od wieków mieszkali na swoich ziemiach w różnych krajach, w tym w państwach UE, teraz «wyparowały» dla Europejczyków tak wrażliwych w innych sytuacjach na łamanie praw człowieka.

Ten sam polski prezydent określił kiedyś pewne warunki, w których możliwe są konstruktywne stosunki z Rosją. Jeden z nich: «niczego o nas bez nas» — nikt nie powinien już decydować o losach narodów i małych krajów poza ich głowami.

Nas wzywają do uwzględnienia w realizacji projektów energetycznych obaw Ukrainy, Polski i krajów bałtyckich. A Serbia została dosłownie zmuszona do zaakceptowania woli Kosowianów. Lecz oto nikt jednak nie będzie pytał mieszkańców Naddniestrza, Krymu czy Abchazji, ustalając dla nich, w jakim państwie mają być, w jakim języku uczyć swoje dzieci i w jakich sojuszach się integrować.

Таmże, w Kijowie, Minister Gospodarki i Energetyki Federalnej Republiki Niemiec Peter Аltmajer wypowiedział zadziwiające, lecz bardzo charakterystyczne słowa: «Nie pozwolimy zamienić Krymu w martwy punkt na mapie». Tak mówi przedstawiciel kraju, który wprowadził ekonomiczną, humanitarną, informacyjną, telefoniczną itp. blokadę ludności półwyspu, poparł blokadę dostępu do wody pitnej, nie potępił przerwania przez ekstremistów dostaw energii elektrycznej na Krym. Dla Zachodu rzeczywiście Krym, podobnie jak inne nieprozachodnie (i tylko na tym polega ich «wina») regiony świata, stały się «martwymi punktami», w których «nie ma» ludzi, ich wolności wyboru języka, liderów, przynależności państwowej.

Jestem głęboko przekonany, że epoka, w której o losach narodów a nawet niewielkich grup ludności decydowali główni światowi gracze — mocarstwa, wojskowe sojusze, — rzeczywiście powinna odchodzić w przeszłość. «Radzieckie» sposoby, w rodzaju przekazania Krymu w 1954 roku, jak i «sprzedaży» terytorium wraz z ludźmi, jak było wiele razy wcześniej, na przykład, z Alaską, dzisiaj już nie mogą być normą. Czy wiedzą w Europie lub w Ameryce, co myśli ludność Krymu o perspektywie powrotu na Ukrainę? Lub czy znają zdanie ludzi (jeśli uznać sam fakt ich istnienia) w Donieckiej Republice Ludowej lub w Ługańskiej Republice Ludowej, w Naddniestrzu, w Południowej Osetii, w Abchazji o tym, jak mianowicie i z kim (lub bez kogo) oni chcą dalej żyć?

Oczywiście, że znają. Lecz mianowicie dlatego sumiennie robią wszystko, co możliwe, aby głos tych ludzi nie był słyszany na międzynarodowych platformach i w światowej przestrzeni informacyjnej.

«Normandzki format» i porozumienia mińskie były uczciwą próbą doprowadzenia sprawy do bezpośredniego dialogu Kijowa, Doniecka i Ługańska, z uwzględnieniem interesów wszystkich stron. Ale dla Ukrainy i jej zachodnich sojuszników bardziej opłacalne okazało się przedstawianie wszystkiego w formie «rosyjskiej agresji» i cały problem powstał z tego powodu. Lepiej jest kontynuować zgony niż przyznać się do wewnętrznego konfliktu. Ponieważ jako wewnętrzny jest całkiem rozwiązywalny. А tutaj w formie «agresji» rozwiązania nie ma w ogóle, bo z zasady nie chcą rozmawiać z ludźmi z Donieckiej Republiki Ludowej i z Ługańskiej Republiki Ludowej. «Ich tam nie ma».

Podobnie w swoim czasie został już parafowany przez władze mołdawskie znany «plan Kozaka» w sprawie Naddniestrza. Ale dosłownie w jedną noc scenariusz pokrzyżował jeden telefon od zachodnich partnerów Kiszyniowa: nie byli zadowoleni z kompromisu z reintegracją Naddniestrza i potrzebowali, jak teraz w Donbasie, pokazowego zwycięstwa sił prozachodnich.

Aby wyjść z impasu, politycy na Zachodzie będą musieli zrobić prawie niemożliwe: uznać obecność ludzi na Krymie, jak i w Donieckiej Republice Ludowej i Ługańskiej Republice Ludowej i w innych nieuznawanych republikach, oraz ich prawo do poszanowania własnego wyboru, bez «wymuszania» do niego różnego rodzaju sankcjami i blokadami. Demokracja — to nie zewnętrzna kategoria («my za Zachodem!»), а wewnątrzpolityczna kategoria. I to znaczy, że ludzie o «nietradycyjnej» (z punktu widzenia Zachodu) orientacji geopolitycznej mają takie samo prawo do realizacji swoich praw i interesów, jak «właściwie» zorientowani.

Zachód jako pierwszy pogwałcił zasadę niestosowania siły w celu zmiany granic Europy, dokonując agresji na Jugosławię. Nie trzeba dziś popełniać nowego błędu i naruszać innej ważnej zasady: poszanowania prawa narodów do samostanowienia.

Trzeba niewiele: nadszedł czas, aby Europa zaczęła głosić europejskie wartości. Bez irytujących wyjątków na gruncie narodowo-geopolitycznym. I wszyscy będziemy zdumieni, o ile konfliktów nagle będzie mniej na kontynencie.